Dreamstorming Espresso 74
…w Króliczą Norę, na łeb, na szyję
To, po prostu ze mnie wyleciało.
Gniotło mnie od czwartku.
W sobotę przyduszane przeciwnościami wymusiło eksplozję.
I jak to z wybuchami bywa, wymiotło ze mnie wszystko, co złapało w swe łapska po drodze.
Czułam jak mój świat niczym fajansowa filiżanka, trzaska o ziemię, rozbijając się na miliony drobnych kawałeczków.
Spadłam w dziurę.
Ale nie w znaną mi do tej pory Króliczą Norę, gdzie siorbię kawkę, macham nóżką i niczym płatki bławatka chwytam wnioski o sobie.
To było huknięcie. Rypnięcie tyłkiem o ziemię.
Bolało.
Mocno.
Ale w bólu rodzi się piękno.
W bólu rodzi się życie.
I w bólu urodził się mój pierwszy wiersz!
Poetka? Jezuniu…
Jeszcze nie oswoiłam się z etykietką „pisarka” a tu kolejna pcha się do klapy mojej marynarki. O losie!?
Co kluczowe, wywalenie z siebie czterech (pierwszych w życiu) wierszy było efektem, tego co zadziało się wcześniej. Magi sytuacji, którą obdarował mnie ostatnio los.
kasia.
P.S. Pytanie teleportujące do Króliczej Nory:
Jak wygląda Przestrzeń Mego Własnego Geniusza? Czym pachnie? Czym smakuje? Co w niej wibruje? Co pomaga mi w nią wskoczyć?
P.S.S Psst! A oto efekt wsadzenia się w moją Genialną Przestrzeń, czyli to, co wyleciało ze mnie w towarzystwie czarnej fusiastej, sałatki z wątróbką oraz wartkiego potoku łez „nie chcę tu być!” :
Porwij mnie do tańca.
Bezczelnie.
Bez pytania.
Bez pomyślunku.
Zróbmy to w kuchni.
Niech zziębnięta czekaniem
kawa, wylewa się
ciekawością, z filiżanek na blat.
Chwyć mnie siłą.
Delikatnością odgarnij
opadający kosmyk mych
włosów.
I utop się w głębi mych oczu.
Pragnących więcej.
Porwij mnie do tańca.
Życie.
Porwij mnie do tańca.