Dreamstorming Espresso 80
Miejsce, w którym przypominasz sobie, kim naprawdę jesteś
Czyli jak dopasować świat i czynniki zewnętrze do swego chcenia
Już od momentu wyjścia z auta wiedziałam, że to była dobra decyzja.
Wystarczyła sekunda dotknięta miękkością zachodzącego słońca.
Jedno spojrzenie w oczy roślinności odstrojonej w powabności pajęczej sieci.
Wystarczyło by świadomość mą oblało ekscytujące doznanie „jestem w domu”.
Moim domu.
Tęskniłam.
Domie mój.
Jak ja za Tobą tętniłam…
Nie było mnie tu trochę.
Zapomniałam o Tobie na jakieś dobre czternaście lat.
Rozkoszując się zalewem łaskotek, które synchronicznie infekują organ po organie mego wnętrza, włączam głowowe dochodzenie „Jak to jest możliwe? Jak możliwe jest zapomnieć o takim miejscu?!”
Miejscu najszczerszej radości.
Spełnienie w najczystszej postaci.
Miejscu, które raczy Cię podziwem, zachwytem, niezwykłością, której nie ogarniają Twe zmysły.
A jednak można. Można zapomnieć. Można zabronić sobie tam wchodzić. Można zamknąć to miejsce kłódką „nie wypada”/ „nie mam czasu”/ „co to za fanaberia? Do roboty byś się konkretnej wzięła!”.
Ale to miejsce jest. Czeka. Na Ciebie.
I będzie czekać. Zawsze. Wiernie.
Będzie wyczekiwać momentu, w którym złamiesz schemat myślący codziennością. I otworzysz drzwi własnej wspaniałości. Drzwi do miejsca, które wsadzając Cię w stan pełnego zachwytu, pozwala Ci być sobą.
Tą prawdziwą.
Tą, która jest w Tobie od zawsze.
Tą, która chce robić zdjęcia łące skąpanej zachodem słońca.
Tą, która marzy o tańcu na środku ulicy tonącej deszczem.
Tą, która łaknie ukraść nie jedną noc na głębokie rozmowy „Kim ja jestem?”.
Tą, która pragnie obdarowywać świat własną autentycznością.
Pamiętasz jeszcze, co jest miejscem Twego czystego zachwytu?
Gdzie jest to miejsce, w którym przypominasz sobie, kim naprawdę jesteś?
Tak jak ja przypomniałam sobie, kim jestem w minioną niedzielę na łące z aparatem w ręku i spokojem w sercu.
Zapraszam Cię Kochana, żebyś zanurzając się w swej Króliczej Norze poszukała odpowiedzi na pytania:
Jak chociaż na chwilę, przestać dopasowywać się do świata w kontekście robienia tego czego chce, a pozwolić sobie dopasować świat i czynniki zewnętrze do siebie?
Co jest dla mnie (nie)możliwe w tym kontekście? Ile własnego „domu” jestem w stanie wpuścić do swej codzienności utkanej normami?
Ile jestem w stanie ofiarować sobie siebie? Na dziś. Na teraz.
I w jakiej formie chcę to robić? Czym jest mój prawdziwy „dom”?
smakowitego zagubienia we własnej ciekawości,
kasia.